Stawiam na przyszłość

Aneta Trzcińska

Ukończyła pielęgniarstwo w Śląskim Uniwersytecie Medycznym w Katowicach, a także studia magisterskie na tym samym kierunku w Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Obecnie pracuje nad doktoratem. Posiada specjalizację z pielęgniarstwa nefrologicznego oraz dyplom ukończenia kursu pielęgniarstwa transplantologicznego. Obecnie pracuje w stacji dializ i zajmuje się nocną i świąteczną opieką ambulatoryjną. Jest wykładowcą na Wydziale Nauk o Zdrowiu Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach. W roku akademickim 2018/2019 zwyciężyła w plebiscycie przeprowadzonym wśród studentów w aż trzech kategoriach: największy autorytet, najlepszy dydaktyk, wykładowca przyjazny studentom. Pełni funkcję Przewodniczącej Polskiego Towarzystwa Pielęgniarek Nefrologicznych. Jest również ambasadorką Europejskiego Towarzystwa Pielęgniarek Dializacyjnych i Transplantacyjnych oraz Europejskiego Towarzystwa Pracowników Opieki Nefrologicznej. Służy w Wojskach Obrony Terytorialnej.

„Chcę zostać pielęgniarką, to zawód właśnie dla mnie”. Kiedy taka myśl pojawiła się w Pani głowie?

Zawsze myślałam o zawodzie, który wiąże się z pomaganiem ludziom. Już w szkole podstawowej starałam się wspierać osoby starsze i chore, pomagać kolegom i koleżankom, którzy potrzebowali mojego wsparcia, organizować dla dzieci z młodszych klas korepetycje. Taka potrzeba była we mnie od bardzo dawna. Potem zaczął się wolontariat, pierwsze kontakty z osobami cierpiącymi. Wtedy upewniłam się, że to jest droga, którą chcę pójść.

Pamięta Pani najmilsze, najbardziej wzruszające słowa, które usłyszała od Pacjenta?

To było jeszcze zanim zaczęłam pracę w zawodzie. To było jedno zdanie, które zdecydowało, o tym, że postanowiłam zostać pielęgniarką. Ciężko chory, umierający chłopiec powiedział, że najbardziej dziękuje za opiekę swojej najukochańszej pielęgniarce Anecie. Pomagałam jego rodzinie w ramach wolontariatu, bardzo się zżyliśmy, ogromnie im współczułam i bardzo przeżywałam sytuację, w której się znaleźli. Kilka dni później zdecydowałam się na egzamin wstępny na pielęgniarstwo. Te słowa, wypowiedziane przez mojego małego umierającego przyjaciela tylko mnie utwierdziły w przekonaniu, że właśnie to chcę w życiu robić.

Kalendarz wypełniony po brzegi: praca, wykłady na uczelni, działalność w licznych organizacjach pielęgniarskich. Choć trudno w to uwierzyć, udaje się Pani znaleźć czas na kolejną aktywność. Skąd pomysł, by zostać żołnierzem Wojsk Obrony Terytorialnej?

To wynika z tradycji rodzinnych. Od lat obserwowałam wojskowych w naszej rodzinie, trochę z dumą i sentymentem, trochę z zazdrością. Kiedy łączenie doświadczenia medycznego z pracą w wojsku nie było możliwe, było to tylko niespełnionym marzeniem. Teraz, dzięki Wojskom Obrony Terytorialnej, mogę jednocześnie nosić mundur i mundurek - pracować w moim zawodzie. Nie wymaga to codziennego zaangażowania: na początku przechodzi się podstawowe, 16 - dniowe szkolenie zakończone przysięgą, potem są rotacje weekendowe raz w miesiącu, połączone z dodatkowymi kursami. Jednak gdy przychodzi kryzys, jak ten związany z koronawirusem można jeszcze bardziej zaangażować się w pomoc lokalnym społecznościom, medykom i wszystkim tym, którzy takiej pomocy potrzebują, zgodnie z dewizą Wojsk Obrony Terytorialnej – Zawsze gotowi. Zawsze blisko.

Na czym konkretnie, w Pani przypadku, polega praca w Wojskach Obrony Terytorialnych?

Każdy z nas ma przyznaną funkcję. Ja jestem starszym ratownikiem z uwagi na moje wykształcenie i doświadczenie zawodowe. Ale można też zostać kierowcą czy saperem w zależności od tego, jakie posiada się umiejętności i predyspozycje. Po roku służby dokonuje się profilowania na podstawie wyników ćwiczeń. Przykładowo, jeśli ktoś pracował jako kierowca, a okazuje się, że jest świetnym strzelcem, to oczywiście otrzymuje nowy przydział. Chodzi o to, by optymalnie dobrać stanowisko do wiedzy, talentu, praktycznych umiejętności. Moja rola starszego ratownika polega na zabezpieczaniu rotacji i ćwiczeń, dbaniu o zdrowie ich uczestników, szkoleniu żołnierzy, lokalnych społeczności a także planowaniu działań np. w okresie pandemii – tak aby wszystko odbywało się zgodnie z procedurami i zachowaniem zasad bezpieczeństwa żołnierzy i osób, którymi się opiekują. Teraz, w czasach walki z pandemią, pracuję też przy zabezpieczeniu medycznym patroli wojskowych i pobieraniu wymazów do badań. Cieszę się, że studenci podziwiają moją decyzję i bardzo mi kibicują. Wielu z nich poszło w moje ślady i razem służymy w wojsku.

Największy autorytet, najlepszy dydaktyk, wykładowca przyjazny studentom. W ubiegłym roku zwyciężyła Pani w plebiscycie przeprowadzonym wśród studentów i to aż w trzech kategoriach. W jaki sposób zdobywa Pani zaufanie i sympatię swoich podopiecznych?

Jestem wymagającym nauczycielem. Nie surowym, bo mam zbyt miękkie serce, ale lubię wojskowy porządek. Wymagam od nich, ale od siebie też daję maksymalnie dużo. Kiedy sama byłam studentką i siedziałam na, mówiąc dyplomatycznie, niezbyt ciekawych wykładach, obiecałam sobie, że jeśli kiedykolwiek będę uczyć, nigdy nie popełnię błędów, które tak raziły mnie w tamtym czasie. Staram się, aby moje zajęcia były ciekawe, wciągające. Nie ograniczam się do podręcznikowej teorii: opowiadam historie z własnej pracy, anegdoty, pokazuję fotografie z moich zbiorów, ale przede wszystkim wykorzystuję konkretne przykłady z życia. Staram się, aby zrozumieli temat, ale także wyobrazili sobie konkretne przypadki, z którymi będą mieć do czynienia w swojej pracy. Uczę już od 9 lat i z wielką radością obserwuję, jak kolejne roczniki, które wypuszczamy w świat, dobrze sobie radzą. Pracują w zwodzie, angażują się w projekty społeczne. Teraz na przykład, w trakcie pandemii, na mojej uczelni powstał program „Studenci Medykom”. Moi podopieczni zobowiązali się, że będą nieodpłatnie zajmować się dziećmi lekarzy i pielęgniarek, aby ich choć trochę odciążyć. W taki sposób pomagają i też walczą z wirusem.

Absolwenci pielęgniarstwa to świetnie wykształceni samodzielni specjaliści. Jaką wiedzą teoretyczną i praktyczne umiejętności zdobywają w trakcie pięcioletnich studiów?

Niewiele osób wie, że liczba godzin, którą realizują studenci pielęgniarstwa przewyższa liczbę godzin na kierunku lekarskim, zarówno jeśli chodzi o wykłady jak i zajęcia praktyczne w placówkach medycznych. Nasi studenci studiują na tych samych uczelniach, mają te same przedmioty i tych samych wymagających nauczycieli. Poza tym od naszych studentów wcale nie wymaga się mniej, niż od studentów wydziału lekarskiego. Wiedza, którą zdobywają jest porównywalna. Potem te drogi się rozchodzą, bo studenci medycyny mają więcej przedmiotów klinicznych, a my bardziej kształcimy się w kierunku umiejętności pielęgniarskich. Studia na pewno są bardzo trudne, ale dają ogromną satysfakcję. Wypuszczamy naszych absolwentów z ogromną wiedzą, którą trzeba oczywiście cały czas uzupełniać, ale ona daje im solidne podstawy do tego, aby spełnić się w tym zawodzie.

Edukacja się kończy, pielęgniarka lub pielęgniarz ze świeżo otrzymanym prawem wykonywania zawodu trafia na oddział szpitalny i rozpoczyna pracę. Jak ważna jest ich rola w zespole medycznym, który opiekuje się pacjentem?

Każdy członek takiego zespołu ma swoje obowiązki i swoje kompetencje. Ale to pielęgniarki, w porównaniu z innymi członkami tej ekipy, mają największy kontakt z pacjentem. W trakcie dyżuru, w zależności od tego w jakim trybie pracujemy, potrafimy od 6 do 9 godzin spędzać bezpośrednio przy jego łóżku. Na intensywnej terapii ten czas jeszcze się wydłuża. Możemy wykonać badanie fizykalne, ocenić stan pacjenta jeszcze zanim zobaczy go lekarz, ordynujemy leki, bo takie uprawnienia też posiadamy. To właśnie pielęgniarki są wiodącymi członkami zespołu terapeutycznego. Wyobraźmy sobie szpital dysponujący najnowocześniejszym sprzętem, wybitnymi specjalistami, najlepszymi lekami i preparatami, w którym nie ma pielęgniarek? Kto opiekowałby się chorymi, podawał leki, nadzorował pracę specjalistycznego sprzętu? Możemy się w tym zespole uzupełniać, wspierać, ale pielęgniarki zastąpić się nie da.

Empatia, otwartość na drugiego człowieka, cierpliwość. Jakie jeszcze cechy powinny mieć przyszłe pielęgniarki i przyszli pielęgniarze?

W tym zawodzie wiedza i umiejętności nie wystarczą. Na pewno nie każda osoba nadaje się do tego, aby zostać pielęgniarką, a na pewno nie do tego, aby zostać dobrą pielęgniarką. Florence Nightingale, twórczyni nowoczesnego pielęgniarstwa, mówiła, że aby być dobrą pielęgniarką, trzeba być dobrą kobietą. Ten zawód wykonuje coraz więcej mężczyzn, więc można powiedzieć, rozszerzając tę krótką definicję, że trzeba być po prostu dobrym człowiekiem.

Pielęgniarze i pielęgniarki muszą mieć też zdolności terapeutyczne, muszą być dobrymi psychologami.

Takie predyspozycje na pewno pomagają. Studenci mają zajęcia z psychologii, pedagogiki, psychiatrii. Na ćwiczeniach odgrywają między sobą różne inscenizacje, starają się wczuć w rolę pacjenta, przeprowadzają trudne rozmowy z pacjentem, który ma niepomyślne rokowania, albo uczą się jak odwrócić uwagę pacjenta od przykrego zabiegu. Próbują się zmierzyć z takimi sytuacjami, ale także ze swoimi emocjami. Pielęgniarki często wykorzystują swoje doświadczenia i piszą bajki terapeutyczne dla dzieci. To dobry sposób, aby odwrócić uwagę maluchów, od tego, co będzie bolesne, nieprzyjemne, powoduje strach, uspokoić i wprowadzić w dobry nastrój. Musimy pamiętać, że kontaktując się z pacjentem możemy pomóc, ale i zaszkodzić, dlatego to przygotowanie terapeutyczne jest tak bardzo ważne.

Jak często w takiej pracy zdarzają się chwilę, kiedy myśli Pani: jak ja się cieszę, że wybrałam ten zawód?

Zawsze wtedy, kiedy widzimy, że dzięki naszej pracy mogliśmy pomóc. Kiedy obserwujemy radość pacjenta, który wiele miesięcy czekał na przeszczep, otrzymał swój narząd i dzięki operacji może wrócić do zdrowia i normalnego funkcjonowania. Jest też wiele momentów, kiedy nasza wiedza i doświadczenie, pozwalają postawić diagnozę i wybrać właściwy kierunek leczenia. To często my pielęgniarki potrafimy wiele podpowiedzieć przez to, że spędzamy tak wiele czasu z pacjentem a nasze obserwacje są długotrwałe.

Pamięta Pani najmilsze, najbardziej wzruszające słowa, które usłyszała od Pacjenta?

To było jeszcze zanim zaczęłam pracę w zawodzie. To było jedno zdanie, które zdecydowało, o tym, że postanowiłam zostać pielęgniarką. Ciężko chory, umierający chłopiec powiedział, że najbardziej dziękuje za opiekę swojej najukochańszej pielęgniarce Anecie. Pomagałam jego rodzinie w ramach wolontariatu, bardzo się zżyliśmy, ogromnie im współczułam i bardzo przeżywałam sytuację, w której się znaleźli. Kilka dni później zdecydowałam się na egzamin wstępny na pielęgniarstwo. Te słowa, wypowiedziane przez mojego małego umierającego przyjaciela tylko mnie utwierdziły w przekonaniu, że właśnie to chcę w życiu robić.